Wednesday 13 April 2011

Licencja na zarabianie.


Drogi i Ewentualny Czytelniku,

Pragnę Cie solennie przeprosić za moją długą, bo aż 10 dniową nieobecność, jednak na swoje wytłumaczenie mam iż byłem na wspaniałych wakacjach, a po powrocie z nich mam niemały nawał pracy. Mimo wszystko postaram się Tobie wynagrodzić stracony czas i zaspokoić Twój głód wiedzy i moich postów. Dlatego tym razem napiszę coś znów o Indiach. Między innymi.

Otóż nie jestem pewny czy to jest kwestia Wolnego Rynku czy specyfika kultury indyjskiej ale jest coś bardzo, że tak powiem, wkurwiają*cego w tym miejscu. Mianowicie są to miejscowymi przewoźnicy, zwani popularnie rikszarzami, którzy za niewyobrażalnie wręcz małe pieniądze  świadczą usługi transportowe.

I tak rozróżniamy kilka typów rikszarzy:


Pierwsza z nich są to rikszarze na rowerach, zwykle w wieku 50 – 70 lat, nierzadko bez jedne ręki, którzy ciężko napierając swoimi wychudzonymi ciałami na pedała roweru z radością i wdzięcznością zabiorą Cię w każdę wskazane przez Ciebie miejsce. Koszt takiej usługi to ok 20 Rupii za godzine – w przeliczeniu jakieś 1.3 zł.



Druga kategoria rikszarzy, z których prawde mówiąc nie korzystałem nigdy, to rikszarze samobieżni – bez roweru czy innego pojazdu, zarzucają chomąto i dyszel na plecy i gnają czym prędzej po zatłoczonych ulicach nie rzadko wyprzedzając zakorkowane samochody. Cena takiej usługi to w okolicach 10-15 rupii za godzine czyli od 60gr do złotówki.



Trzecia kategoria to motorikszarze. Te podstepne szumowiny zazwyczaj tylko czychają żeby Cie oruchać z mamony. Dysponują Ci takimi smiesznymi, trójkołowymi wehikułami w których już za znacznie większą opłatą (wiadomo – waha, koszty serwisowania, tasma klejąca, drut itp), jednak zdecydowanie szybciej, dowiozą Cię nawet na drugi koniec kontynentu. Oczywiście za odpowiednią opłatą. Negocjacje zazwyczaj zaczynają się od nawet 1000 rupii (sic!!) jednak doświadczony negocjator jest w stanie znizyć cenę do ok 40 rupii za 5 km jazdy (jakieś 2.5zł).



Zeby sobie uzmysłowić jak niskie są to ceny, musicie wiedzieć że jedna butelka piwa kosztuje ok 70 rupii. Znaczy to że rikszarz samobiezny, nawet po 10 godzinach pracy, zakładając że ma bez przerwy pasażarów, co jest więcej niż niemożliwe, jest w stanie uzbierać ledwo na 1.5 piwa.

Jednak cechą wspólną dla wszystkich przewoźników jest własnie to że są niesamowicie irytujący. Oni są po prostu wszędzie! Co 10 metrów stoi taki, podjeżdża do Ciebie, pyta czy chcesz żeby Cie gdzieś podrzucił. Jak wychodzisz z pociągu autobusu to zbiera sięw okół Ciebie z 40 takich i sie przekrzykują nawzajem, dosłownie wyrywając sobie Ciebie z rąk, jakbyś był chodzącą portmonetką. I mimo że wiedzą że suma sumarum dostaną za to jakieś psie pieniądze to zdają sobie sprawę, że bez tego nie będą w stanie utrzymać ani siebie, ani tym bardziej swojej rodziny. Dlatego też każdy z nich stara się za wszelką cenę pozyskać klienta, bo nawet jeśli miałby to zrobić za 5 rupii to jest to lepsze niż stanie w miejscu i nie zarobienie niczego.

Poza tym wszyscy starają się żebyś szczęsliwie i jak najszybciej dotarł pod wskazany adres. Gdyż, po pierwsze, im krótszą drogę wybiorą tym mniej się zmęczą i dwa im szybciej Cie dostarczą tym szybciej będą mogli "złapać" nastepnego klienta. No i trzy ty z wdzięczności za szybki serwis może zostawisz im jakiś napiwek.

I działa to niesamowicie skutecznie. Tak skutecznie iż miejscami irytująco właśnie! Bo oni są dosłownie wszędzie! Nie musisz dzwonić po taksówke, po prostu wychodzisz z domu i już kilku rikszarzy czeka by załadować Cie na pokład.

I tu własnie działa totalny wolny rynek, dziki kapitalizm. Rikszarzy jest DOKŁADNIE tyle co potrzeba i są oni rozlokowani w DOKŁADNIE tych miejscach co potrzeba. Gdyby było ich za dużo, znaczyło by to tyle  że dla któregoś z nich nie wystarcza klientów i padłby z głodu. A tak skoro widzimy na ulicy rikszarza, znaczy to że żyje mu się z tego całkiem nieźle (w stosunku do potrzeb). 

Podobnież z lokacją. Oni wcale nie potrzebują centrali z call center. Oni po prostu uprawiają zimną kalkulacje. Np:  na tej ulicy mieszka 100 ludzi, obstawionych przez 3 rowero rikszarzy i 2 motorikszarzy. 60% z tych ludzi chodzi do pracy co drugi ma dziecko które trzeba zawieźc do szkoły. Zakładając że nawet co 3 z nich weźmie riksze dla siebie i co drugi dla swojego dziecka, daje to dość już imponującą liczbę 20 dorosłych klientów i 15 dzieciaków. Do jednej motorikszy mozna wepchać 5 dzieci do jednej rowero rikszy dwóch dorosłych. Czyli jest miejsca na spokojnie 2 roweroriksze i jednego motorikszarza. A jak sie dojedzie do szkoły to niektóre dzieci trzeba zabrać z powrotem na inną dzielnicę, może po drodze złapie się jakiegoś turyste itp itd.

Tak naprawdę liczby te są znacznie większe, bo przy takich cenach nikomu nie opłaca się wyciągać własnego samochodu, ryzykować nim jazdy po mieście i zostawiać na niestrzezonym parkingu.

No i jak już cały zachwycony podziwiam prostote i geniusz działania wolnego rynku przypominam sobie stare złe czasy w Polsce. Gdzie na taxówke to stać albo nadzianych albo studentów wracających z pubu o 4 nad ranem w środku zimy. Gdzie taxówkarze robią łaskę, spóźniają się, naciągają nas na taxometrach, bo wiedzą że i tak im można gówno zrobić bo oni przecież mają LICENCJE. A człowiek bez pieczątki i licencji to przecież nie może Cie po mieście przewozić. Bo w normalnym CYWILIZOWANYM kraju żeby kogoś przewozić po mieście to ty musisz mieć PIECZĄTKE (no to to jest absolutne minimum!!) i LICENCJE!
I dlatego proponuje rzucić okiem na poniższy artykuł i stek bzdur w nim zawartych:


w szególności polecam fragment w którym Taxówkarze nazywają przewoźników „nieuczciwą konkurencją” gdyż „nie musieli zdawać trudnych egzaminów z topografii miasta” (widział ktoś w ogóle taxówkarza BEZ GPS??? Na cholere komu znajomość topografi jak ma GPS??)  i „kusili cenami 1.20 zł za kilometr"


No to to już jest totalna bezczelność nie?

To prawda, tani przewoźnicy są konkurencją i to bardzo sprawną! Gdyż działają szybko, tanio i niezawodnie.

W przeciwieństwie do rozleniwionych przywilejami taxówkarzy.

Zresztą ja się taxówkarzom nie dziwie, to nie oni są winni. Problemem jest ten popier**dolony system który karze Ci mieć PIECZĄTKE i wykupywać LICENCJE po to żeby podrzucić kogoś za pare złoty na drugi koniec miasta. To działa na dokładnie tej samej zasadzie jak tłumaczyłem w poście o słodkich kuleczkach. Jak państwo wydaje licencje na prowadzenie jakiejś działalności to prowadzi to jedynie to oligopolizacji, pogorszenia usług i gwałtownego wzrostu cen.

No ale niemiłościwie nam panujących nie obchodzi że my byśmy chcieli tanio i dobrze. Ich obchodzi żeby było drogo (bo można większe podatki zedrzeć) i żeby był ktoś kto takowe licencje wydaje. Zawsze to ciepła posadka dla jakiegoś członka. A członki jak wiadomo lubią ciepłe posadki.


Ps. Każdy pewnie słyszał o tych śmiesznych ludzikach co wracają z anglii po tygodniu i już języka polskiego zapomnieli. Zawsze miałem z nich polewke. Ale kurde coś w tym jest. Nie żebym języka zapomniał tylko w obu językach mówie ostatnio jednakowo ŹLE. Musze chyba Pana Tadeusza przeczytać w końcu. Jak coś to przepraszam za styl.

Pozdrawiam,
Marketing Officer

3 comments:

  1. Ostatnio Ojciec mi się przekwalifikowywał z przedsiębiorcy na taksówkarza. Po tym jak ITD wpieprzyło mu mandat na 14 tys. złotych za nieposiadanie licencji i "urządzenie techniczne na dachu" wziął się na poważnie za wyrabianie licencji. Okazało się, że zdanie egzaminu na licencję jest prawie niemożliwe bez posiadania ze sobą odpowiedni zakamuflowanego sprzętu audio-video. A pytania na egzaminie w niewielkim stopniu dotyczą topografii, w większości to nieprawdopodobnie pojebane i nikomu niepotrzebne przepisy. Np. "Kiedy US może przeprowadzić kontrolę?". a) na żądanie b) z urzędu c) z urzędu i na żądanie. Co ciekawe dzwoniłem do kilku urzędó i nikt nie znał odpowiedzi buahaha. Wiedza potrzebna taksówkarzowi jak samochód. Dopóki człowiek się z tym gównem w praktyce nie zetknie, nie zdaje sobie sprawy jaki to absurd.
    Z innej beczki: jestem uczestnikiem różnorakich rozpraw sądowych z tytułu członkostwa w zarządzie spółdzielni mieszkaniowej, która upada już 11 lat! Nie wiem, czy śmiać się płakać, czy może strzelać do sędziego, gdy ten wyznacza rozprawę na "za trzy miesiące", albo uchyla pytanie (na które odpowiedź jest niezbędna do wyjaśnienia, przedmiotu rozprawy) mówiąc, że "nie jest to przedmiotem ustawy" - taa... Pojebana ta nasza Polska, już głupiej być nie może.

    ReplyDelete
  2. Drogi Łukaszu,

    Całkiem spory mandat...

    ja wprawdzie nie zdawałem nigdy testu na licencje jednak wiem doskonale jakiego typu pytania zadają na teście na prawko. Typu "droga hamowania samochodu jadącego 60 km/h na mokrej nawierzchni to:". Dobrze że tasma miernicza nie jest jeszcze obowiązkowym wyposażeniem.

    Ja się tylko pocieszam że te komuchy będą kiedyś wisieć jak kasztany. jak już sie żaden komuch nie zostanie to pewnie wróce do Polski na stałe.

    oby jak najszybciej.

    pozdrawiam,

    Marketing Officer

    ReplyDelete
  3. Co kraj to obyczaj. Sam planuje tam uropl w przyszlym roku... az strach sie bac.

    PS. Styl nie gorszy od Pana Tadzia, latwiej i przyjemniej sie czyta

    ReplyDelete